Historia mężczyzny (Joaquin Phoenix) z budzącą niepokój przeszłością. Przez całe życie działał sam, bez wspólników i jego praca zawsze wiązała się z łamaniem prawa. Mimo tego, zawsze działał w dobrym celu – łapał tych, którzy byli poza zasięgiem tradycyjnego systemu sprawiedliwości. Nie był jednak detektywem. Podczas swojej działalności widział niemalże wszystko, a wspomnienia z przeszłości sprawiły, że chciałby całkowicie zniknąć ze świata. Kiedy jednak słyszy o historii uprowadzonej dziewczyny, postanawia wrócić do „zawodu” i po raz ostatni wykorzystać swoje umiejętności w słusznym celu. Okazuje się, że poprzez ratunek porwanej kobiety ma szansę uratować również siebie. Film w reżyserii Lynne Ramsay („Musimy porozmawiać o Kevinie”) otrzymał dwie nagrody na festiwalu w Cannes: za najlepszą rolę męską dla Joaquina Phoenixa oraz scenariusz.
Jesteś tu: Telemagazyn.pl. Nigdy cię tu nie było < > Kabaret na żywo. Młodzi i moralni odc. 111 (sezon 12) Kabaret na żywo. Młodzi i moralni odc. 111 (sezon 12) To zjawiskowe, nieczołobitne kino, rozważające na temat sensu agresji. Symfonia przemocy podany w doskonałym akompaniamencie wizualnym. 9 Kino, gdzie przemoc jest głównym narratorem, a raczej paliwem zdarzeń nie musi być dosłowną, krwawą jatką, chyba, że umyślnie, jak ma to w zwyczaju robić Quentin Tarantino. Poezja przemocy pokazana niedosłownie, ale ogromnie wstrząsająca swoją niebezpośredniością i niuansami w filmie Nigdy Cię tu nie było jest liryczną refleksją, czy „sprzątając” świat, można zachować jeszcze czyste dłonie i sumienie? To kino zrobione (zapisane w nutach wydawałoby się, a nie w scenariuszu) z ogromnym wyczuciem stylistycznym, ale nienadużywającym rzeczywistości, czy faszerującym nas jakąś wykoncypowaną nadmiernie formą. Jest enigmatyczną kompozycją okrutnej i bezwzględnej rzeczywistości i odpowiedzi na nią tym samym. Nigdy cię tu nie było (2017) - Joaquin Phoenix, Ekaterina Samsonov Głównym bohaterem filmu jest Joe, którego przeszłość jest nam serwowana w bardzo ostrożny sposób. Więcej od flashbacków obecnych filmie robi szczegół – jego przeszłość jest odciśnięta na twarzy, w każdym kroku i żyłce na ciele. Wiemy, że był na wojnie, a wcześniej jego dzieciństwo nie miało nic wspólnego ze szczęściem. Wydawałoby się, że widział najgorsze. Jednak, jak się okazuje, można czuć się na froncie, mieszkając razem z mamą, popijając mleko z lodówki. Bohater zajmuje się odbijaniem porwanych dzieci. Już z samej nazwy zadanie brzmi bardzo szlachetnie. Jednak metody naszego bohatera daleko odbiegają od standardów. Nie jest wysublimowany w swoich działaniach, a krew po jego młotku spływa bardzo często. Kolejne młode życie uratowane, ale jakim kosztem? Czy da się inaczej, w tej pulsującej od zgliszczy człowieczeństwa rzeczywistości, postąpić inaczej? Czy trzeba rozbić te kilka jajek, by zrobić jajecznicę? To nie jest świat białych rękawiczek i ekstraklasy w praktykach. Joe jest rzeźnikiem, rzemieślnikiem, ale nie wątpimy ani przez chwilę, że kiedy wychodzi z domu zabiera serce ze sobą. Nigdy cię tu nie było to kino doskonale skonstruowane na wielu poziomach. Sprawdza się jako pełna napięcia historia, w której nie wiemy, kiedy wściekłość zostanie zdetonowana, a zabiegi stylistyczne tylko pozornie nas oddalają we współuczestnictwie. Kibicujemy mu, bo ratuje dzieci, ale przy okazji nie wysyła winnych, by osądził ich wymiar sprawiedliwości, a sam wymierza karę. Nie czekając ani przez chwilę na żadne odznaczenia. Doskonale, nie tylko poprzez grę utalentowanego i podejmującego się wyjątkowych wyzwań aktorskich Joaquina Phoenixa, ale też przez obraz oddaje się te pogruchotane kości systemu, które wcale nie są w takim stanie przez młotek Joe’a, a naturę ludzką, która doprowadza do porywania dzieci. W półsłówkach, pochrząkiwaniach i lakonicznych wypowiedziach bohatera nie ma żadnej deklaracji, poczucia misji. Dowiadujemy się o niej z czynów i działań – zostaje nam podsuwany z czasem czytelniejszy trop o przeszłości bohatera i wiemy, że nie ma w tym działaniu obojętności, mimo że nie mrugnie okiem wymierzając komuś cios. Nigdy cię tu nie było (2017) - Ekaterina Samsonov, Joaquin Phoenix Dlatego też warto wrócić do pytanie ze wstępu – czy walka o czyjeś życie bez przelewania krwi jest możliwa? Joe to bardzo przekręcony, ale jednak bohater. Można mieć wielkie wątpliwości wobec jego sposobów działania, ale skutecznie realizuje zadania. Aż poleje się krew? Aż nie znajdzie ofiary. Dlatego produkcja zostawia ogromny znak zapytania wobec porządku świata. Film nie zniekształca przemocy swoimi zagrywkami, jest ona wszechobecna i nawet jak niewidziana, to odczuwalna nieustannie. Jednak wiele o odbiorze przez widza przemocy i jej „umowności” oraz iluzorycznego traktowania mówią groteskowe sceny naśladowania kultowej sceny z Psychozy. To wpisuje się w pytanie, które zadaje film. Oczywiście mówimy o filmie reżyserki Musimy porozmawiać o Kevinie, Lynne Ramsay, więc warstwa wizualna jest bardzo mocno zespolona z fabułą, komentuje rzeczywistość i jest częściowo odpowiedzialna za narrację. Nie ma tylko walorów estetycznych, chociaż trzeba przyznać, że wiele rozwiązań dla oka, buduje tak doskonałą efemeryczną atmosferę, dodając do tego bicie serca podobne do starego kina Refna. Na dodatek to wszystko znajduje, w tym udającym trochę senny koszmar, świecie miejsce na melancholię. To kino okrutne, ale nie czołobitne w przemocy, bo niedosłowne – jednak bardzo wymowne. W Nigdy Cię tu nie było jest wiele traumy przeszłej, teraźniejszej i przyszłej, pytań sugerowanych, niewypowiadanych krzykliwie, nawet bajronistyczne. To wielka sztuka, bardzo świadomie zmienna nastrojowo. Nigdy cię tu nie było (2017) - Joaquin Phoenix, Judith Roberts (I) To kino artystyczne, symfonia grozy, pełna groteski, ale niedominująca tym filmu, a łącząca się niesamowicie zgrabnie z kinem przemocy, z której wynika tak naprawdę dużo pomocy. Trudny film, o pięknym, ale niepokojącym licu.Lynne Ramsay, twórczyni "Musimy porozmawiać o Kevinie" i "Nigdy cię tu nie było" powraca z kolejnym projektem. Film o tytule "Stone Mattress" został wystawiony na sprzedaż w trakcie targów na odbywającym się właśnie festiwalu w Cannes. W rolach głównych wystąpią Julianne Moore ("Kobieta w oknie") oraz Sandra Oh ("Obsesja Eve"). "Stone Mattress" – co wiadomo o projekcie? Film będzie ekranizacją opowiadania autorstwa Margaret Atwood, pisarki znanej z zaadaptowanej na serial książki "Opowieść podręcznej". Bohaterką opowieści zostanie Verna (Moore), sześćdziesięcioletnia emerytowana psychoterapeutka, która wybiera się na luksusowy rejs po Oceanie Arktycznym. Na pokładzie spotyka Grace (Oh) oraz Boba, z pozoru zwykłego mężczyznę, który próbuje uwieść kobietę. Niezabliźnione rany z przeszłości znowu prześladują bohaterkę, a pozornie spokojna atmosfera na statku szybko ulegnie zakłóceniu. W oświadczeniu reżyserka opisywała swoje doświadczenie z tekstem Atwood: Od pierwszej lektury chciałam przełożyć tę historię na ekran. To zasługa zawartego w tekście wyjątkowego, ironicznego humoru i delikatnego portretu rozedrgania emocjonalnego. Obecnie przedstawianie opowieści o skradzionym macierzyństwie wydaje mi się wyjątkowo ważne. "Stone Matress" zostanie wyprodukowane przez laureata Oscara Johna Leshera ("Birdman") i nominowaną JoAnne Sellar ("Aż poleje się krew"). Zdjęcia mają rozpocząć się we wrześniu. Ekipa filmowa będzie stacjonować na Grenlandii oraz Islandii. Lynne Ramsey – skąd znamy reżyserkę? Reżyserka jest laureatką wielu nagród na międzynarodowych festiwalach (w San Sebastián, Locarno i Cannes) oraz wyróżnień w Wielkiej Brytanii (BIFA oraz BAFTA). Ramsay stworzyła dotąd cztery pełnometrażowe filmy: "Nazwij to snem" (1999), "Morvern Callar" (2002), "Musimy porozmawiać o Kevinie" (2011) i "Nigdy cię tu nie było" (2017). Ostatni projekt to opowieść o byłym agencie służby specjalnych, który trudni się odnajdywaniem zaginionych osób. W trakcie realizacji zlecenia pochodzącego od znanego senatora, bohater trafia na trop szajki zajmującej się uprowadzaniem dzieci. W roli głównej wystąpił Joaquin Phoenix. Zwiastun filmu "Nigdy cię tu nie było"Szkoda, że cię tu nie ma. Patronat. Jodi Picoult Wydawnictwo: Prószyński i S-ka literatura obyczajowa, romans. 392 str. 6 godz. 32 min. Szczegóły. Inne wydania. Kup książkę. Szukasz opowieści, która pozwoli ci zrozumieć, jak głęboko zmieniły cię ostatnie trzy lata? Oto ona.
Kino jest odbiciem naszego życia, a może być także jego kreatorem. W mojej codziennej pracy potwierdza się teza, że film ma w sobie ciągle nieodkryte tajemnice i warto o nich dyskutować oraz podejść do tematu od strony praktycznej! Co ważne X muza potrafi wywołać całe spektrum różnorakich emocji, ale rzadziej zdarzają się takie, które wprowadzają widza w stan swoistego osłupienia. Rodzaj szoku, dezinformacji, gdzie pozostajemy zostawieni z ciemnym ekranem, zastanawiając się czy to co właśnie zobaczyliśmy wydarzyło się naprawdę, czy było wyłącznie inteligentnym zabiegiem reżysera? Thriller o zemście z hipnotyzującą muzyką Radiohead w tle. Gdy wymiar sprawiedliwości zawodzi, do akcji wkracza Joe, były agent do spraw specjalnych. Mimo że sam sięga dna, podejmuje się odnalezienia uprowadzonej dziewczyny. Co i kto kryje się za tajemniczym zniknięciem? Jakie mroczne instynkty odkryje w sobie mężczyzna? Czy zdoła ocalić dziewczynę i siebie? Na te pytania wraz z psycholożkami Uniwersytetu SWPS w Katowicach, staraliśmy się podpowiedzieć podczas dyskusji, która towarzyszyła pokazom przedpremierowym filmu „Nigdy Cię tu nie było” w reżyserii Lynne Ramsay. Brawurowy Joaquin Phoenix (statuetka za najlepszą rolę męską na Festiwalu w Cannes) nie lubi mówić o sobie, milczy, gdy pada pytanie o jego przeszłość. Woli działać, i to często na granicy prawa lub poza nim. Ktoś powie absurdu? Nie można się z taką tezą nie zgodzić. W kolejnych minutach, gdy Ramsay odkrywa przed nami kolejne karty z biografii Joe`a dowiadujemy się dlaczego tak postępuje. Przyjmuje kolejne, szemrane zlecenie za kilka brudnych $$$ bo jak nikt zna najbardziej mroczne zakamarki ludzkiej duszy. Gdy wreszcie postanawia, że zrywa z ratowaniem świata, słyszy o porwaniu młodziutkiej dziewczyny. Jej historia porusza w nim dawne zapomniane struny. Postanawia ją odnaleźć za wszelką cenę. Kiedy rzuca się w wir wydarzeń, jeszcze nie wie, że niespodziewanie dostanie od losu kolejną szansę – ocalenia siebie. Czy z niej skorzysta? Czego dowie się o sobie podczas niebezpiecznej akcji? Reżyserka po rewelacyjnym „Musimy porozmawiać o Kevinie” z 2011 roku, ponownie ukazuje retrospekcję swoich bohaterów. Stworzone przez nią obrazy z życia codziennego w bardzo kontrastowy sposób przeplatają się z wprost masakrycznymi scenami. Przez cały seans miałam wrażenie, że zatraca się poczucie czasu w filmie, ponieważ teraźniejszość i przeszłość mocno się w przedstawionych scenach splatają. Ramsay spogląda na wykreowaną przez siebie postać w dwojaki sposób. Z jednaj strony poprzez aspekty fizyczne – Joe to maszynka do zabijania, a z drugiej na jego słabości i duchowość. O dziwo nie mamy tu kiczowatego miksu, a pełen wachlarz psychicznych uwarunkowań. „Nigdy Cię tu nie było” w doskonały sposób pokazuje, że kino, gdzie przemoc jest głównym narratorem, a raczej paliwem zdarzeń nie musi być dosłownie krwawą jatką. Tutaj mamy przykład kina artystycznego wręcz poetyckiego. Symfonia grozy, pełna groteski, zgrabnie łącząca się z kinem przemocy. Nerwowy rytm, eliptyczna narracja, świetne zdjęcia i spójna muzyka sprawiają, że kolejne trudne tematy: pedofilii, wykluczenia, PTSD czy przemocy każdy z nas zapewne inaczej zinterpretuje. Reżyserka jest znakomitym przykładem na to, że nawet najbardziej zgraną i konwencjonalną fabułę można przedstawić w bezprecedensowy sposób. Nieskomplikowaną intrygę Ramsey pokazała w taki sposób, że siedzimy na krawędzi fotela. Mamy symbolikę, poetyckość i świetne wykreowane postaci. Czego chcieć więcej? 8,5/10